sobota, 31 lipca 2010

BUDŻETOWY CYC

W Gazecie Lubuskiej ukazał się artykuł o nadmiernych kosztach urzędniczych w Polsce.
Tak se to skomentowałem na forum, i tak to przepisałem na bloga.

Zgodnie z prawami Parkinsona ilość urzędników przyrasta 5% rocznie.
Tłumaczenie zwiększania zatrudnienia w Urzędzie Marszałkowskim tym że to wymóg Unijny, jest bardzo wygodnym wybiegiem który wytłumaczy każdą rozrzutność i niegospodarność. A już chwalenie się przez Pana Urzędnika podwyżkami płac w urzędzie, w momencie gdy stoimy na progu katastrofy finansów publicznych zakrawa na arogancję. (Bo nam Władzy przez duże W się należy). Coraz bardziej przekonuję się do pomysłu Croolik-a co do likwidacji Lubuskiego i innych równie słabych województw. I nie interesuje mnie specjalnie gdzie znajdą pracę zwalniani urzędnicy. Zamiłowanie do luksusu, że przypomnę "skórzane rozkosze czyli mebelki do gabinetu najważniejszego urzędu" za 133 tys zł będą musieli realizować za własne, a nie podatnika pieniądze. Tłumaczy też Pan dyrektor Urzędu Marszałkowskiego, że będą oszczędności z racji wprowadzenia e-urzędu. Nie wierzę. Zapewne takie same jak w ZUS, gdzie przed informatyzacją uczęszczało do pracy 35 tys ludzi po zakończeniu jednego z kolejnych etapów 50 tys. Tyle dzisiaj pobiera pensje. (z premedytacją nie pisze pracujących).
Pewnie niedługo dojdzie w kraju do jakiejś sporej rozróby. Skoro rząd na kilkanaście miesięcy przed wyborami, decyduje się na podwyższenie podatków, to znaczy że sytuacja w finansach Państwa jest rozpaczliwa. Dane o finansach są znane, ale wszyscy odganiają je jak natrętną muchę. Jak napisałem posta wcześniej, podwyżka stawki VAT odsunie katastrofę na jakiś czas. Ale za to kryzys uderzy mocniej. Tak to już jest że pasożyt pożera żywiciela. Ale też i ginie razem z nim. Pasożytem jest w tym przypadku większość z 500 tys urzędników. Dla przypomnienia w roku 1989r było ich 165tys.. Komu to przeszkadzało? Skoro Państwo Polskie u progu boomu informatycznego działało z taką liczbą urzędników, to dlaczego po rewolucji informatycznej jest ich 3 razy więcej. Czy gdyby dziś było ich tyle co wtedy, nie żyło by nam się taniej i spokojniej?

Co do jakości kadry urzędniczej. Kiedyś na ścianie w jednym z pokoi urzędu wojewódzkiego
(dzisiaj to budynki urzędu marszałkowskiego)
przeczytałem tekst powieszony zapewne w geście rozpaczy przez jakiegoś urzędnika.


Urzędnik musi mieć wygląd lichy i durny
aby pojmowaniem istoty rzeczy nie drażnić przełożonego.

Zapamiętałem ten tekst, bo wydaje mi się oddawać najlepiej obraz urzędów.
Oprócz dotacji jakie dostają partie po wyborach, głównym źródłem utrzymania elit partyjnych są lukratywne posadki. Tekst o nie drażnieniu przełożonego pojmowaniem istoty rzeczy uderzył we mnie zdwojoną siłą jak Samoobrona obsadzała stanowiska w różnych instytucjach. Patrząc elitę tej partii z bezpośredniego otoczenia Wodza, trudno sobie wyobrazić drugi i trzeci rząd obsadzany na urzędach. Jeżeli do urzędu przychodzi naczelnik z namaszczenia Samoobrony sprostanie wymogom bardzie lichy i bardziej durny mogło być nie możliwe.

Podsumowując:
Nikomu z władzy nie zależy na ograniczaniu ilości urzędników. Każda instytucja to prywatny folwark jakiejś partii. Tak jest to ustawione i tak to już działa. Czy katastrofa finansów publicznych wymusi radykalne działania? Raczej nie. Z jednej strony umiłowanie władzy do Centralizmu Demokratycznego (potrzeba generowania coraz większej ilości urzędów regulujących wszystko co się da), z drugiej strony niepohamowany i pazerny pęd na stołki, a co za tym idzie na łatwy pieniądz podatnika.
Raz wbite zęby w budżetowego cyca nie dadzą się z niego łatwo wyrwać.
I to by było na tyle w temacie. Przyszłość rysuje się dosyć ponuro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz